poniedziałek, 25 kwietnia 2011

Česká Lípa

Po trzech dniach odpoczynku po bardzo wyczerpującym obozie, udaliśmy się prawie tą samą ekipą (Witek, Ruda, Balu, Wiśnia, Zuzia, Dzioba, ja i Trener) we czwartek na zawody Prague Easter. Po drodzę zachaczyliśmy o Bolesławiec, ponieważ Trener koniecznie chciał abyśmy pobiegali ostatni z sprint z Pucharu Doliny Bobru. Tak więc o 17;30 zrobiliśmy sobie godzinny postój w Bolesławcu :)





Następnie po dojechaniu na miejsce mieliśmy małe problemy, aby dostać się na salę gimnastyczną, ponieważ organizator postanowił się z nami pobawić w chowanego i schował nam klucz do sali ;] Po kilku minutach odnaleźliśmy klucz i mogliśmy odpoczywać przed pierwszym dniem zmagań.


Pierwszy etap był to middle, zawaliłem go na całej linii, od samego początku do końca biegłem fatalnie po prostu brak mi słów... Chyba zbyt luźno się poczułem po tym obozie i pomyślałem, że po tylu treningach jestem mocny, jednak myliłem się... Strasznię żałuję tego skopanego etapu, ponieważ to trzydniówka z handicapem, ale tak dla pocieszenie kolejne etapy biegałem też bardzo słabo ;P

E1:



Kolejnym etapem był klasyk, na morderczej fizycznie trasie pobiegałem słabiutko. Niedość, że miałem kłopoty z koncentracją to moje nogi kompletnie nie chciały się rozpędzić...:( Najbardziej szkoda tych błędów, ponieważ były one na poziomie przedszkolaka, a to bardzo boli, jak człowiek ciężko trenuje, a to nie przynosi efektów.


E2:


No i trzeci etap... I tu odziwo niespodzianka! Awansowałem tego dnia z 7 na 6 miejsce, najlepsze jest to, że mój bieg był żałosny, jak każdy na tych zawodach, a mimo wszystko udało mi się minąć mojego rywala na dobre 10 minut. Nogi całkiem nieźle się kręciły, ale to jeszcze nie to. Zdecydowanie czuję zmęczenie poobozowe, ale już niebawem wszystko powinno wrócić do normy :)


E3:



Zdecydowanie najgorszy start w tym sezonie, ale wiem, że to wszystko przez zmęczenie fizyczne i psychiczne. Jednak 10 dni obozu, na którym zrobiłem 110km. w crossie cały czas biegając na mapie to dla mnie dużo i miało prawo mnie to zmęczyć, dlatego też narazie nie będę przejmował się moimi wynikami, tylko czekał, a sukces sam przyjdzie. Należy po prostu podchodzić do wszystkiego ze spokojnem, a ja mam go masę i dzięki temu uda mi się wpaść w dobry rytm biegania.

Wyjazd bardzo udany, nawet udało się nam zorganizować świąteczną kolację, co prawda trochę dużo mieliśmy tego jedzenia, ale fajnie było ;)

Wszystkim bardzo dziękuję za wspólnie spędzone święta, dzięki za miłą, rodzinną atmosferę! :)

2 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Koniecznie sprint z PDB i trasę OPEN? Pewna niekonsekwencja raczej, bo najlepsza była południowa część mapy (chyba, że wam nie pozwolili tam biegać, bo przecież 2 pk są ręcznie wkreślone)
    a i podobno jakiś koleszka dobrego bloga zaczyna robić, z tego, co słyszałem, to: http://www.tadeuszpilkowski.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń