czwartek, 15 marca 2012

Skały, góry, bagna, czyli klucz do sukcesu ?:) SZWECJA!

Zaraz po wkroczeniu przeze mnie w świat "dorosłości" udało mi się wyjechać z kadrą uniwersytecką do Węgier, gdzie w okolicach miejscowości Doksy trenowaliśmy przez kilka dni. Byłem tam w grupie w zasadzie samych starszych osób a bardzo miło było. Fajnie mi się biegało w towarzystwie mojego ziomala, a zarazem trenera- Karola. Generalnie bardzo miło spędziłem czas u boku jeszcze trzech koleżanek Zuzi(klubowiczki), Basi i Marysi, które urozmaicały jakże ciekawą podróż ;]

Opiszę ten wyjazd jak uda mi się zgrać przebiegi i mapy na komputer bo niestety nie mam do nich teraz dostępu. W skrócie jednak napiszę, że na treningach czułem się bardzo dobrze i wydaję mi się, że chyba dwa udało mi się nawet wygrać, ale nie jestem pewien. Technicznie czułem się wyśmienicie, niestety jak przyszły zawody to przyszły też problemy... Przez cały wyjazd miałem problem z wyrastającymi ósemkami co niestety odbiło się na wyniki w Juniper Open, ale tak jak mówię o tym później...

Dwa dni po powrocie wybrałem się z Warszawy do Malmö i stamtąd pociągiem do znanego dosyć dobrze mi już Göteborga, tam natomiast przesiadka w kolejny pociąg, trzy stacje, wysiadka w Jonsered. Chwilka czekania na Henrika i byliśmy u niego w domu skąd kolejnego dnia ruszyliśmy do Karlsby, gdzie trenowaliśmy na terenie podobnym do tegorocznej 10mili.

Zaczęliśmy rozruchem na mapie który był dla mnie bardzo zły nie potrafiłem czytać elementów i w ogóle...

Kolejny trening to trening nocny, drugi w skandynawii w moim życiu. Bardzo udany błąd, dosyć spory błąd na jedynke, ale generalnie traska pokonana w niecałe 50'(5,8km) i dostając nie znaczny oklep od kolegów z klubu.

Następnego dnia zaczęliśmy treningiem o-linje. Polegał on na tym aby biec tak jak prowadzą nas linie przebiegu i znaleźć jak największą liczbę pkt. Mi udało się znaleźć 8 z 13, ale ogólnie to przez to, że po prostu ich nie widziałem na swojej drodze bo praktycznie nawet na chwile starałem się nie zbaczać z linii przebiegu.

Po południu trening na tej samej trasce co nocne poprzedniego dnia. Myślałem, że będę znał wszystko na pamięć, pójdzie gładko i przyjemnie, a tutaj troszkę psikus bo wcale tak nie było. Las wydawał mi się zupełnie inny... Znów błąd na 1pkt, tym razem troszkę mniejszy, potem jeszcze na 7pkt, ale ogólnie traska w 42' ze stratą 2' do Szwedasa, który biegał ze mną tą traskę.

Ostatniego dnia obozu biegaliśmy „longa”, którego sobie troszkę skróciłem, ale i tak wyszło mi 8km, także jak na mój kilometraż to znaczna ilość ;) Zrobiłem spory błąd na 1pkt, reszta w zasadzie czysto. Podobała mi się bardzo rywalizacja z Karolem od 3pkt, udało mi się go dogonić, a potem na 4pkt chciał mi cwaniaczek uciec... ;) Ogólnie traska całkiem czysto, w nie najgorszym tempie 42'29''.

Następnie wybraliśmy się z powrotem do Jonsered z Henrikiem do niego do domu, gdzie spędziliśmy czas od niedzieli do wtorku. Po przyjeździe od razu wyszliśmy na wybieganko wokół jeziora nad którym mieszkaliśmy. Było całkiem fajnie, ale przydarzyła się nam śmieszna przygoda. Mianowice chcieliśmy wyruszyć do sklepu i ja z racji tego że nie mogę robić za dużo kilometrów postanowiłem poczekać na Karola na stacji w Jonsered. Wyszło tak, że minęliśmy się z Karolem jakoś po drodze i spotkaliśmy się po godzinie dopiero w domu, nie wiedząc co się dzieje. Na szczęście wszystko się dobrze skończyło, oby jak najmniej tak głupich pomysłów ;)

W poniedziałek z samego rana ruszyliśmy na mapkę w pobliżu naszego domku. Traska miała 4,7km i biegałem to 36', ale kilka razy musiałem poświęcić troszkę czasu na to aby upewnić się czy rzeczywiście jestem w dobrym miejscu. Był to bardzo dobry bieg w moim wykonaniu, w zasadzie bez większych błędów się obyło.

W poniedziałek po południu natomiast biegaliśmy w parach kilka kilometrów od miejsca zamieszkania. Ja prowadziłem na pkt nie parzyste, Karol na parzyste. Kolejny trening podczas którego świetnie się czułem technicznie i miałem wrażenie, że coś pozytywnego się ze mną dzieje. Jeszcze nigdy wcześniej tak dobrze nie było, więc może to jakiś znak... ;] Tak czy inaczej malutki błąd na 13 i 14pkt.

We wtorek mieliśmy w planach dwa treningi, szybka kąpiel, pakowanie i na lotnisko. Z samego rana wyjechaliśmy z Henrikiem na trening. Już po 9 byliśmy na trasie. Biegało się znowu super, zrobiłem jeden duży błąd na mój ostatni pkt. Nie wiem w zasadzie dlaczego, ale w tamtym rejonie wszystko wydawało mi się takie same... Wracają z tego pkt zahaczyłem jeszcze o ogromne półki skalne z których miałem ogromny problem zejść, na szczęście przeżyłem i udało się bezpiecznie wrócić do domu :D

Po obiedzie kolejny trening z ziomalem Karolem. Tym razem to on prowadził na nieparzyste. W zasadzie to zrobiłem jeden błąd na 10 pkt, zarzuciło mnie za bardzo w prawo przy samym wejściu. Reszta traski clear :)

Wróciłem do domu we wtorek późnym wieczorem, zmęczony, ale za to jaki szczęśliwy. Mam świadomość, że wykonałem ogromną robotę na tym obozie. Bardzo dziękuję Karolowi za miłą atmosferę i muszę powiedzieć, że imponujesz mi. To fakt na początku Ci nie szło, ale pod koniec obozu już naprawdę ogarniałeś i to całkiem nieźle. Tak trzymaj mistrzu, a zobaczysz sukces sam przyjdzie, cierpliwość, cierpliwość, cierpliwość! Pamiętaj! A wracając do ogólnego odczucia obozu, było ekstra. Mili ludzie, dobrze przygotowane treningi, mimo że większość bez pkt, ale to chyba było jeszcze lepsze. Mam nadzieję, że uda mi się jeszcze w tym półroczu pojechać tam jeszcze dwa razy. Zobaczymy jak będzie, a teraz trzeba się skupić na najbliższych startach, czyli Mistrzostwach Polski w Przełajach. Ciekawe jak bardzo tam od nich dostane :D Potem wyjazd w skałki, czyli Prague Easter, a przed tym jeszcze Puchar Koziołka. Potem może uda mi się wyruszyć na krótki obóz w góry i w zasadzie sezon czas zacząć! :) Trzymajcie kciukole żeby zdrówko dopisało!


AAA i wczoraj biegałem Warszawa Nocą, ale nie ma o czym gadać. Nie miałem siły w ogóle się rozpędzić po moich wojażach ostatnich i zrobiłem za dużo błędów kończąc na słabym 6 miejscu, ale nie przejmuje się tym bo to nie czas na wynik :)