sobota, 1 listopada 2014

Nowe życie! :)

Z racji tego, że mam ostatnio aż nad to czasu na różnego rodzaju przemyślenia o bieganiu i nie tylko postanowiłem naskrobać tutaj kilka słów. Nie będzie żadnych analiz mapek, opisów biegów itp. Raczej skupię się na tym co robiłem podczas roztrenowania, a raczej czego nie robiłem ;-)
Więc po Mistrzostwach Polski moja kontuzja achillesa bardzo się nasiliła, po samym biegu jak adrenalina już zeszła miałem problemy z prowadzeniem auta, nie mówiąc o chodzeniu. Dzień po Mistrzostwa zacząłem okres rekonwalescencji, zimne okłady, smarowanie maścią i zero obciążania nogi co było dosyć proste bo przez pewien czas nie pracowałem. W pierwszym tygodniu po kontuzji ku mojemu zdziwieniu dowiedziałem się, że zostałem powołany na BJC, który w tym roku rozgrywany jest trójmieście. Bardzo chciałem tam wystartować, dlatego po tygodniu odpoczynku w poniedziałek wyszedłem na trening. Zrobiłem aż 3km! Po czym wróciłem zniesmaczony spacerkiem do domu, lekko utykając.
Następne dwa tygodnie podjąłem trochę drastyczniejsze kroki. Wykupiłem sobie 10 zabiegów krioterapii, na które codziennie chodziłem. W trakcie zabiegów wyszedłem biegać dwa razy, co niestety dalej skutkowało ból i zero ulgi. Po zabiegach podjąłem decyzję, że bez sensu biegać na imprezie takiej rangi jak BJC bez przygotowania, a na dodatek z kontuzją... Trudno, początkowo był troszkę żal bo była to ostatnia szansa startu na Balticu. Starałem się mimo wszystko patrzyć w przyszłość i tłumaczyłem sobie, że ta przerwa na pewno zaowocuje za jakiś czas.
Po krioterapii dostałem kontakt do fizjoterapeuty z Nowego Dworu od Szmula za co z tego miejsca mu baaaardzo dziękuję. Od razu nie zwlekałem i napisałem do Pani Danuty maila, w którym od początku bardzo obszernie opisałem swój problem. Kolejnego dnia rano dostałem telefon i umówiłem się na popołudnie na konsultacje po czym umówiliśmy się na rehabilitację.
Wczoraj odbyłem pierwszą terapię, był to masaż poprzeczny wraz z ćwiczeniami stricte wzmacniającymi achillesa. Rehabilitantka ostrzegała, że noga może dziś boleć, lecz ku mojemu zdziwieniu bólu nie ma praktycznie w ogóle. Czuję ogromną swobodę i aż korci żeby iść pobiegać, ale zgodnie z zaleceniami do poniedziałku wieczór mam się jeszcze wstrzymać.
Nie sądziłem, że przyniesie to taki pozytywny skutek. Na prawdę jestem w szoku co zdziałała moja rehabilitantka już po pierwszym spotkaniu. A gdyby było tego mało, za 45minutowe spotkanie zapłaciłem jedyne 30zł!
Stąd mój tytuł, czuję się jakbym dostałem od losu nowe życie. Nie dość, że w poniedziałek zaczynam nową pracę, która bez problemowo umożliwi mi trening to jeszcze kończę okres roztrenowania i zaczynamy konkretne przygotowania! Na pewno przez kilka najbliższych tygodni będzie trzeba się rozbiegać i na pewno przez pewien czas unikać skipów i wieloskoków aby nie obciążać achillesa, ale po kilku tygodniach noga się wzmocni i będzie można wchodzić z tygodnia na tydzień na coraz większe obroty.
Co do moim najbliższych planów to chciałbym wyjechać w Grudniu na jakiś króciutki obozik, nie wiem jeszcze czy mi się uda ze względów na pracę, ale będę się starał. W styczniu na pewno będę 10dni w Przesiece, a w dalszej części sezonu liczę jeszcze na jakiś obozik pod koniec zimy. Dalsze plany bliżej nie określone, ale jedno jest pewne: mam zamiar dużo startować na mapie. A co do treningów technicznych to przestawiam się na bieganie 65%-70% ilości treningów w nocy, we wrześniu podczas treningów nocnych czułem ogromną poprawę techniczną.
Także za jakiś czas już napiszę konkretnie co robię, jak się ma mój achilles i czy idzie oczekiwana moc! :)


wtorek, 7 października 2014

Pobiegane!


W miniony weekend miałem przyjemność startować w Mistrzostwach Polski w Nocnym i Sztafetach Sprinterskich. Zacznijmy jednak od początku.
Tydzień przed Mistrzostwami tj. 27-28.09 startowałem w Mistrzostwach Warszawy i Mazowsza w Nocnym, a dzień później organizowaliśmy Mistrzostwa Mazowsza w Sztafetach. W sobotę startowałem w M21, a niedzielę spędziłem jako organizator i przy okazji pobiegałem sobię pierwszą zmianę seniorów.
Co do nocnych były one rozgrywane na bardzo ciekawej mapie jak na Mazowsze- "Zbójna Góra". Długość traski wynosiła 11,6km. Byłem dosyć zmęczony treningami z ubiegłego tygodnia i totalnie nie czułem się na ten bieg. Postanowiłem więc biec sobie spokojnie i skupić się na tym, aby nie robić błędów.
1pk- straciłem minutkę na wejściu, zdecydowanie zbyt nerwowo,
2pk-dosyć czysto, ale asekuracyjnie,
3pk-kolejne 30" na wejściu, za wcześnie zacząłem go szukać,
4,5pk-czysto,
6pk-tutaj dogonił mnie Olej na 3' i postanowiłem się sprawdzić czy dam radę za nim polecieć a przy tym starać się nie stracić kontaktu z mapą. Tak więc musiałem podkręcić troszkę tempo.
7,8pk- tutaj bezbłędnie i cały czas pełen kontakt z mapą mimo wysokiego tempa biegu,
9pk- wywaliło nas za bardzo w lewo i straciłem na tym 1',
10,11pk-na kierunek, bez problemów,
12pk- drogą z prawej, troszkę zwolniłem na wejściu bo już zmęczenie dawało się we znaki i nie chciałem zarąbać, a Olej troszkę mi odskoczył.
13pk-drogą bez problemów,
14pk- jedyny przebieg na którym trochę straciłem kontakt z mapą i pod koniec przebiegu nie byłem do końca pewny gdzie dokładnie jesteśmy. Biegłem na plecy Oleja , który zrobił błąd na wejściu i dzięki temu znów byłem przy nim. Straciliśmy na tym 1'.
15,16,17pk- już zdecydowanie moje tempo było dużo wolniejsze niż tempo Oleja, dlatego też postanowiłem odpuścić. Bez sensu było wożenie się i brak kontaku z mapą.
18pk- nadal gdzieś w oddali widziałem lampę Oleja, pojawiły się też dwa inne światełka, okazało się, że dogoniłem Krzysia Wołowczyka i Karola, kolejno na 6' i 9'.
19,20pk- bez problemów,
21pk- drogą dookoła razem z Karolem, a Krzysiu i Olej na krechę, wyszło nam to mniej więcej podobnie.
22,23,24,25,26pk- do końca już bez problemów, kontynuowaliśmy bieg we trójkę.
Ostatecznie zakończyłem ten bieg z czasem 68'10" z czego jestem bardzo zadowolony, zajmując tym samym 3miejsce za wspomnianym wcześniej Olejem, który wygrał i przegrywając 59" z Papusiem.

Dzień później biegałem sobie treningowo traskę pierwszej zmiany seniorów. Niestety nie mam mapy, dlatego pokrótce powiem, że traskę pobiegałem w 37', ale co gorsza rozwaliłem sobie konkretnie Achillesa. Przed biegiem byłem wręcz pewien, że boli mnie dół łydki po nocnym, ale po biegu okazało się, że to nie zakwasy a ból Achillesa. Wróciłem do domu od razu zacząłem go chłodzić i smarować przeróżnymi specyfikami. Podjąłem decyzję, że skoro do MP zostało 6dni to bez sensu wykonywać treningi przez ból, więc musiałem odpocząć. W środę ból był już znikomy, wyszedłem sobie na 5km wybieganka.
Czwartek zdecydowałem się na trening nocny na Młocinach, dzięki uprzejmości Karola, który zbudował i ustawił mi traskę. Po biegu Achilles znowu się odezwał :( dodam jeszcze tylko, że trening pod względem technicznym bardzo udany.
Piątek to już cały dzień leżenie, chłodzenie Achillesa i czekanie na nockę.

W sobotę startowałem o 20:18, byłem bardzo zmotywowany i gotowy do konkretnego napierania. Od samego początku ruszyłem bardzo mocno.
1pk-znów zbyt nerwowo i 1' w plecy, przebiegłem kilka metrów obok niego i pech chciał, że go nie zauważyłem,
2,3,4,5,6,7pk- bez problemów, tempo biegu bardzo wysokie i technicznie perfekcyjnie. Co było najlepsze do 7pk byłem Mistrzem Polski, wygrywając z Papusiem 30".
8pk- na wejściu kompletnie nie zauważyłem granicy bagna z zielony i straciłem 2'30" :(
9,10,11,12,13,14pk-bez problemów, do zmiany mapy ciągle byłem na pozycji medalowej.
Po zmianie mapy:
15,16pk-bez błędnie i nadal tempo biegu całkiem wysokie, do tego pkt byłem ciągle na 3pozycji bo tym dużym błędzie na 8pk.
17pk- dorzuciłem kolejną 1' błędu na wejściu.
18pk-bez problemów,
19pk- ściągnął mnie pkt, który był w niecce obok i zanim zorientowa
łem się gdzie dokładnie jestem, kolejną 1' w plecy,
20,21,22,23,24pk- bardzo dobre przebiegi, trzymałem się kreski, bieganie na kierunek tego wieczoru wychodziło mi bardzo dobrze,
25pk-wywaliło mnie za bardzo w lewo przy samym wejściu na pk i straciłem kolejne 1'30",
26pk-wypadłem na drogę i gnałem i tylko sił w nogach, postanowiłem biec drogą, potem przecinką i wejście na pkt. Zrobiłem kardynalny błąd, nie zwolniłem na wejściu, przebiegłem ten pk i straciłem 2'.
Potem już do końca czysto. Nie sądziłem, że  byłem, aż tak mocno przygotowany pod względem fizycznym do tego biegu. Zrobiłem w sumie jakieś 9' błędu, czyli na prawdę baaardzo dużo. Skończyłem rywalizację z czasem 75', przegrywając z Krzysiem Wołowczykiem 8', a tracąc do medalu niecałe 5'. Zajmując 4 miejsce. Czy jestem zadowolony? Tak, uważam, że nie do końca zasłużyłem w tym roku na ten medal. Nie pracowałem tak jak powinienem. Mam jednak troszkę niedosyt po tym jak oglądałem międzyczasy i przez ponad połowę pierwszej mapy prowadziłem. No, ale cóż wniosek jest jeden: poprawić wejście na punkt i na tym mam zamiar się skupić.
Od razu po biegu. Foto: p. P. Siliniewicz.

Końcówka sztefet. Foto: p. J.Parfianowicz.
Kolejny dzień, kolejne zmagania, czyli Sztafety Sprinterskie. Ze względu na kontuzję Zuzi Wańczyk, biegałem z Zuzią K, Karolem i Moniką Kajzer. Podszedłem do biegu totalnie na luzie. Startowałem z 3pozycji dzięki fantastycznemu biegu Zuzi. Przed sobą miałem Wojtka Dwojaka, więc jak mógłbym nie wykorzystać takiej okazji. Ruszyłem bardzo mocno i całą trasę za plecami Wojtka, kontrolując przy tym czy przypadkiem nie mamy żadnego rozbicia. Biegliśmy bardzo mocną grupką prowadzącą w 5osób. Dobiegłem na 4pozycji ze
stratą 18" do Wojtka Dwojaka, na końcu odpuściłem bo już totalnie nie było mocy. Na 3 zmianę wybiegł Karol, który na półmetku przebiegał przez CZ jako drugi, niestety potem Bob Jebando zrobił swoje i niedość, że Karol zarąbał dwa razuypo 2' to jeszcze zrobił NKL'a. No trudno, zdarza się nawet najlepszym. Najważniejsze jest to, że pokazaliśmy rywalom, że na prawdę możemy walczyć z najlepszymi :)

Jakie plany na najbliższy czas? Przede wszystkim wyleczyć Achillesa, który boli niemiłosiernie. Potem wejść spokojnie w trening i piąć się z formą coraz wyżej. A jeśli do kwietnia będę w stanie biegać < 35' na 10km to na pewno wystartuję w longu, inaczej na pewno nie będę startował bo nie potrzebny mi sromotny wpierdziel w seniorach ;-)


piątek, 26 września 2014

WOM i MPki, z serii kolejna, przydatna lekcja pokory ;-)

W miniony weekend startowałem na zawodach w Warszawie: Warsaw Orient Meeting.
 Czy dostałem lekcję pokory? Owszem! Dostałem sromotnie wpierdziel i uświadomiłem sobie, że jednak nie pozostaje mi nic innego jak ciężko pracować i cierpliwie czekać na wynik.
Wróćmy jednak do samych zawodów w sobotę po południu biegaliśmy sztafety sprinterskie, ja biegałem je z Jagodą.
Jeśli chodzi o sam bieg to pierwsza trasa w moim wykonaniu była bardzo dobra, przewietrzyłem troszkę płuca i średnie tempo biegu na garminie wyszło 3;55/km na 2,35km. Było troszkę kręcenia, ale raczej wariantowości dużej nie doświadczyłem, nie robiłem w zasadzie błędów. Jedyne co to tylko nie miałem siły na końcówce, ale nie mam się czego dziwić ;-) Czas: 8:55 łapany na zegarku.
Druga traska nieco dłuższa bo na garminie wyszło 2,7km, tutaj już tempo troszkę spadło do 3;59/km, walczyłem na tej pętli sam ze sobą. Zero siły już po pierwszych 700metrach skutkowało w dalszej części tras zgubienie tego co najważniejsze, czyli koncentracji. Zrobiłem dwa 15" błędy, ale jak na poziom trasy to zdecydowanie o te 30" za dużo... Czas: 10:30, również łapany na zegarku.

Kolejnego dnia biegaliśmy middle na warszawskim Żoliborzu, a dokładnie po cytadeli. Trasa po najprostszych wariantach wynosiła 7,5km. Tego dnia miałem mocny plegier bo na 2' gonił mnie Papi, cel był jeden nie dać dojść się przed połową. Przed samym startem zrobiłem sobie 4km rozbiegania żeby odmulić troszkę mięśnie po sztafetach, kilka minut rozciągania, rytmy, skupienie i start! Ruszyłem dość mocno jak na mnie bo poniżej <4'/km, jednak moc skończyła się już jakoś przy 10pkt. Na 11 dopadł mnie już Papi, próbowałem coś tam za nim lecieć, ale nie dało rady. Do 14pk jako tako jeszcze za nim dociągnąłem a przy 15 już go nie widziałem. Troszkę szkoda bo właśnie na przebiegu 15-16-17 zrobiłem NKL'a. Totalnie nie zauważyłem 16 na mapie i z 15 od razu poleciałem na 17, a żeby tego było mało to jeszcze totalnie wariantowo tam skopałem. Jeśli chodzi o błędy to poza tym jednym wariantowym na 17 bo zamiast iść w lewo ja poszedłem w prawo i sporo nadłożyłem drogi to raczej bieg mogę zaliczyć do czystych. Całkiem mnie to cieszy bo ostatnio miałem problem z koncentracją na biegu, a taki całkiem czyste biegi tylko cieszą. Strona fizyczna natomiast totalnie mnie nie cieszy, w momencie gdy Papuś mnie już minął odjęło mi siły i dosłownie ledwo biegłem. Od bodajże 19pk człapałem jakbym biegł jakieś roztruchtanie po mocnym treningu. No cóż... mam nadzieję jednak, że za jakieś kilka tygodni wróci jako taka forma fizyczna. Tempo biegu na garminoksie wyniosło 4:40/km, czasowo wyglądałoby to gdyby nie NKL'a bardzo przeciętnie- 33'30". Dostałbym prawie dwie minuty od Jacka Morawskiego i Karola, ale spokojnie Panowie w tym roku jeszcze się pościgamy ;-)

W tygodniu przed zawodami biegałem całkiem dużo kilometrów więc może od tego tak miałem styrane mięśnie, które w ogóle nie podawały.. Zobaczymy w sobotę i niedzielę w Gdańsku ;-) W środę tydzień temu udało mi się zrobić trening techniczny na bardzo wymagającej technicznie mapce jak na Mazowsze "Sterani". Trener ułożył mi dwie traski każda po około 2-2.4km, jedną biegłem całkiem mocno w drugim zakresie, druga natomiast podzielona była na interwały. Poza tym, że nie miałem siły i czułem się jak betonowy kloc to było elegancko.

Co do Mistrzostw Polski, które odbyły się w tym roku w okolicach Nowego Dworu Wejherowskiego to są one jak dla mnie podzielone na dwa zupełnie inne etapy: Klasyk- BEZNADZIEJA, Sztafety- POWRÓT NADZIEJI.
Jeśli chodzi o wyżej wspomnianą beznadzieję to początek trasy układał mi się całkiem dobrze jak na tyle tygodni braku kontaktu z mapą. Minimalne błedaski przy wyjściu na 1pk, 3pk i 4pk. Spory błąd zrobiłem na 10pk, ale sam nie wiem dlaczego. Wydawało mi się, że biegnę i biegnę... a jak widać na tracku do drogi nie dobiegłem, bardzo dziwne to było.. Apogeum debilizmu i głupoty pokazałem na pk 15 i 16. Ewidentnie myślałem już o mecie i o tym, że na prawdę stać mnie na bardzo dobry wynik( z międzyczasów wynika, że byłbym gdzieś 3/4), nie byłbym jednak sobą gdybym nie wtopił tam dobry 11-12'. Tak się zakończył pierwszy bieg, do 17pk sobie już spokojnie doczłapałem bo jakby tego było mało narobiłem sobie na piętach takich odcisków, że moje pięty już dawno nie miały przyjemności tak cierpieć. No cóż, czego mógłbym się spodziewać po takich przygotowaniach. Kilka słów jeszcze o stronie fizycznej. Do 11-12pk żarło w nogach jak na mnie, super mi się biegło, dopiero po 12pk na drodze zaczęło mnie konkretnie stawiać. W rezultacie 10miejsce czas 90' i ogromna strata do czołówki bo do 3 miejsca jakieś 17minut.
Sztafety to już inna bajka. Jak to co roku przypadło mi biegać ulubioną pierwszą zmianę. Przed startem nogi były baaaardzo ciężkie i obolałe, ale gdy usłyszałem komendę "start" o wszystkim zapomniałem i pognałem od samego początku bardzo mocno z czołówką. Do 4pk tempo było bardzo spokojne ku mojemu pozytywnemu zaskoczeniu. W drodze na piątkę z dużej grupy zostały nas 3 osoby, ja Hewi i Stefan, samotnie podbiliśmy 5pk i dopiero przy 6 dołączyła do nas reszta grupy. I tak do 7pk razem, na 8 mieliśmy rozbicie. Ja, Hewi i tym razem Pasza trafiliśmy najdłuższe i poszliśmy na nie swój pk co skutkowało starty około minuty. Na 9pk już chłopaki narzucili bardzo mocne tempo i średnio za nimi wyrabiałem. Dociągnąłem jednak z nimi do widokowego, ale potem strasznie mnie postawiło i dobiegłem ze stratą jakiś 30-40" do całej grupki, a ze stratą niecałych 2' do prowadzących Dudusia i Wojtasa. Bardzo mi się podobało, nie sądziłem, że potrafię wykrzesać z siebie tyle siły. W rezultacie mój czas 36;28 na trasie 6,5km, zajęliśmy 7miejsce. Szkoda że tak mało brakło do upragnionej 6!
 Po tych sztafetkach jestem jeszcze bardziej pozytywnie nakręcony! Od razu po starcie trzeba było zacząć myśleć o kolejnych MPkach, tym razem w nocnym i sztafetach sprinterskich, dla mnie będzie to ostatnia szansa w tym roku na zdobycie upragnionego medalu. Czy się uda to się okaże już za kilkanaście dni ;-) Najważniejsze jest to, że mam w sobie mnóstwo pozytywnej energii i nie mogę się już doczekać kolejnych startów!

W środę po Mistrzostwach przyszedł czas na pierwszy trening nocny od dłuższego czasu. Trener rozstawił odblaski na mapce "Niewiadoma", która jak sam stwierdził jest wręcz idealnym teren pod trening MP. Wrzucam mapkę z przebiegami, aczkolwiek mi się udało dzięki Szmulowi biegać tą traskę bez dróg, także było troszkę trudniej. Dodam jeszcze, że w środę właśnie przyjechał do mnie Hewi i razem wybraliśmy się na nocke. Ruszyliśmy ze startu wspólnego i 1pk spore wahnięcie w lewo(Hewi poleciał bardziej w lewo i pewnie się nim zasugerowałem :P), 2pk też na wariata i widać jak nam to wyszło. Na3pk już się rozdzieliliśmy i szło mi całkiem dobrze, kolejny pozytyw moich treningów!
Czwartek natomiast obfitował w sporo kilometrów. Po południu biegałem interwały 5*2km a wieczorem trening nocny na SI. Co do interwałów to nie będę się rozpisywał, zrobiłem je w zadowalającym dla mnie tempie i tyle ;-) a co do nocki to meeega trening! Ogromne propsy dla Karola za to, że chciało mu się specjalnie dla mnie ustawiać odblaski i puszki, na prawdę serdeczne dzięki Mistrzu! Co do samego biegu to technicznie żarło niesamowicie, aż przyszedł pk 11. Dobiegłem do niego po czym w rowie było coś w stylu czarnego x jak na 14 i myślałem, że wywaliło mnie aż na 14. Jak się potem okazało dobrze wbiegłem na ten pkt, a czarny x nie był po prostu zaznaczony na mapie.. szkoda trochę po na prawdę super było! Potem dorzuciłem błedaska na 12pk, następnie do końca już czysto. Traskę w tempie wybieganka pokonałem w 37' i tym ogromnym błędem na 11pk.
Na dziś mam w planach długie wybieganko, a jutro rano jakiś rozruch z rytmami, wieczorem startuję w Mistrzostwach Mazowsza. Oby tak żarło technicznie jak w środę i czwartek. Trzymajcie kciuki!

Na przyszły tydzień mam w planach jeszcze dwa treningi nocne a potem już tylko wielkie oczekiwanie na start w MPkach ;-)







środa, 10 września 2014

Czas się wreszcie ogarnąć!

Po dłuuugich przemyśleniach postanowiłem znów odświeżyć swojego bloga, a co za tym idzie wreszcie się wziąć za porządny trening!
Przez ostatnie kilka miesięcy mimo, że trenowałem to nie wyglądało to do końca tak jakbym chciał. Niestety praca, zmiana trybu życia trochę mnie do tego zmusiły. Starałem się nawet z tym normalnie żyć tłumacząc sobie, że tak musi być, że zaczynam dorosłe życie, a bieganie nie da mi żadnego utrzymania itp.. Załamanie to nastąpiło jak dowiedziałem się, że raczej bez szans jest dostanie się do wojska. Pomyślałem sobie wtedy, że świat mi się zawalił pod nogami bo nie potrafię robić zbyt wiele oprócz biegania. W tym momencie oczekuję już rok na służbę przygotowawczą, ale na pewno nie zamierzam składać broni. Będę starał się dostać do wojska tak długo jak tylko to możliwe bo jest to jedno z moich marzeń, a podobno trzeba realizować marzenia jak to ludzie mówią.
Oszukiwanie samego siebie jak widać nie udało się, najwidoczniej ja po prostu bez tego nie potrafię poprawnie funkcjonować. Mimo, że wszystko bardzo dobrze mi się układa to jednak czegoś mi brakuje, a tym czymś jest właśnie regularny, przemyślany trening. Miałbym do siebie ogromne wyrzuty sumienia gdybym teraz tak po prostu skończył. Po tylu latach wyrzeczeń, wylanych potów na treningach, setkach godzin spędzonych na treningach i tysiącach przebieganych kilometrów.
Reaktywacja tego bloga ma mi m.in. wzbudzić we mnie jeszcze większą motywację, mimo, że już teraz jest ona ogromna. Nie pamiętam kiedy ostatnio mnie tak ciągnęło żeby wyjść na trening. Jestem przekonany, że w orientacji stać mnie jeszcze na wiele i jeszcze nie powiedziałem ostatniego słowa. Może kiepski termin na zebranie się w garść bo do wrześniowych MPków bardzo mało czasu, ale do październikowych jest jeszcze trochę czasu i zamierzam podejść do sprawy jak profesjonalista(mimo, że nigdy nim nie byłem i raczej nie będę).
Faktem jest, że od pewnego czasu przygotowuję się już do Mistrzostw, ale nie do końca z takim nastawieniem psychicznym jaki bym chciał. Dlatego też, od teraz wszystko się zmienia i nabiera nowych barw. Zaczynam znów być tak samo głodny sukcesu jak przed rokiem, gdzie zdobywałem po 3-4medale MPków w ciągu roku. Wiem doskonale, że za pół roku przechodzę do elity i będzie arcy trudno, ale nie byłbym sobą gdybym nie podjął tego wyzwania.
Co tak na prawdę mnie natchnęło na nowo? Ostatnio miałem remont w pokoju, musiałem przenosić swoje wszystkie rzeczy m.in. mapy, medale, numery startowe puchary. Gdy usiadłem do teczek w których trzymam mapy coś mnie tknęło, jakby ktoś mi pałą przydzwonił w głowę. Wszystkie wspomnienia na nowo wróciły... Tyle zakątków Europy się już zwiedziło i na tylu fajnych zawodach się było. Dotarło do mnie, że jak teraz skończę to już nigdy to nie wróci i za rok, dwa czy trzy prędzej czy później dopadnie mnie chandra, a po kilku latach abstynencji od regularnego treningu będzie coraz ciężej wrócić.
Wiem o tym, że jestem teraz tak słaby jak rzadko kiedy, że czekają mnie chwile porażek, ale z czasem przyjdą też na pewno sukcesy i właśnie dlatego warto żyć i trenować! Będzie ciężko, momentami nawet arcy ciężko, ale na pewno nie ciężej jak żyć bez biegania.
Mam całą masę przyjaciół, rodzinę, znajomych, która na pewno pomoże mi dążyć to założonego celu i to mnie jeszcze tylko bardziej nakręca. Wiem, że z ich pomocą to już połowa sukcesu.
Dlatego wracam! Może nie po tygodniu czy dwóch, ale za kilka miesięcy znów będę tak mocny jak kiedyś! Wróć... będę dużo mocniejszy jak kiedyś, zresztą nie ma co gadać, sami zobaczycie!

czwartek, 6 czerwca 2013

Totalna porażka...

Krótko i na temat. Od czwartku do niedzieli byłem na wyjeździe na terenach polsko-czeskich. W czwartek biegałem klasyk w czeskiej miejscowości- Nachod. Trening organizowany był przez trenera kadry Polski. Jeśli chodzi o ten bieg to jestem nie zadowolony. Od tego biegu było tylko gorzej. O ile sam bieg nie był jakiś tragiczny, poza błędem na 1pkt 2' to ogólnie było dobrze. Straciłem jednak z 6' na szukaniu lampionów wraz z puszkami bo niestety większość z nich leżała na ziemi i ciężko było je dostrzec, nawet jeśli stało się w dobrym miejscu w terenie. Zakończyłem bieg szczerze mówiąc nawet nie wiem na którym miejscu. Ja biegałem 63' a pierwsi latali jakieś 55' więc sromotny wpierd**l.
Kolejny dzień- piątek, kolejny dzień eliminacji. Tym razem middle w miejscowości Ostas. Teren był wyśmienity, ogrom skał co niosło za sobą bardzo ciężki technicznie teren. Byłem bardzo zadowolony, że mogłem tam pobiegać. Sam bieg był słabiutki, popełniłem bardzo dużo błędu. Nawet nie chce mi się wyliczać publicznie ile, ale na prawdę bardzo dużo. Po tym biegu rozbiłem się psychicznie już totalnie bo nie dość, że głowa nie pracowała to zaczął boleć mnie bardzo achilles i to dawało mi się ostro we znaki. Bieg ukończyłem z odległym czasem 48' przegrywając z pierwszym Rzeniem(pozdro! )12'. Zapomniałem jeszcze dodać, że troszkę przykry jest fakt, iż podczas Klubowych Mistrzostw Polski w Gdyni część osób z kadry A biegała na dwóch powyższych mapach kiedy byli na zgrupowaniu, a na middlu chłopaki mieli podobny przebieg bodajże(choć nie wiem czy to prawda). To tak napominając w eliminacjach do JWOC'a.
Po południu biegałem sprint w Głuchołazach, pierwszy etap pucharu polsko-czeskiego. Postanowiłem, że to będzie ostatnio bieg do MP jaki pójdę dosyć mocno. Tak więc zrobiłem, ale oczywiście znowu nie utrzymałem odpowiedniej koncentracji i popełniłem kilka głupich błędów.. zresztą wszystko widać na mapkach, które zamieszczam. Zająłem 3miejsce, ale tylko dlatego, ponieważ najzwyczajniej w świecie miałem 3 osoby w kategorii, które po prostu mają kontakt z mapą na co dzień. Po tym biegu postanowiłem bardzo dogłębnie zastanowić się nad tym co robię źle, a czego w ogóle nie robię... Chciałem za wszelką cenę wyciągnąć wnioski tych moich wszystkich głupot, które narobiłem przez te kilka startów.
Kolejny dzień to klasyk w Mikulovicach. W planach zrobić sobie długie wybieganie, starając się nie robić błędów. O ile na początku udało się tego nie robić, to potem kilka się wkradło. Porównując jednak do wcześniejszych startów już było znacznie lepiej, tak jakby się coś ruszyło. Fakt przegrałem z Guciem 12', ale zważając na to że biegłem na HR 153/158 to całkiem nieźle.
Kolejny dzień to znowu Mikulovice i middle. Kolejny raz postanowiłem pobiec treningowo i unikać błędów, konsekwentnie realizować swoje warianty. Ruszyłem bardzo spokojnie i do końca udało się utrzymać koncentrację i może urwałbym, jeśli chodzi o same błędy 40". Biegłem na HR 164/167 także takie BC1/BC2, ale mimo mojego zdziwienia skończyłem na drugim miejscu przegrywając ze Szmulem tylko 8". Tak jakby się coś we mnie obudziło, no ale zobaczymy jak to będzie wszystko wyglądało na MP. Szczerze mówiąc nie czuję się jakoś super psychicznie, a tym bardziej fizycznie. W szczególności, że ból achillesa porządnie daje mi się we znaki i totalnie nie wiem na ile mnie stać. Wydaje mi się jednak, że nie na wiele po kilku dniach przerwy.
PS. Dobrze, że przynajmniej w Zamościu będzie sprawiedliwie.
Do zobaczyska na MP!





środa, 22 maja 2013

Double!


W ubiegły weekend miałem okazje wystartować jak co roku w maju na I rundzie Klubowych Mistrzostw Polski. Tym razem były one rozgrywane w Gdańsku.
Na miejsce noclegu dojechałem w piątek późnym wieczorem, ponieważ po południu w Warszawie musiałem napisać maturę i w związku z tym nie wystartowałem na sztafetach.
Na sobotę zaplanowany był start w klasyku. Do pokonania miałem 9km i sporo metrów przewyższenia. Przed samym startem znów miałem problemy z moim chipem, więc od razu pobiegłem do centrum wypożyczyć sobie „czerwoniaka”. Plan na bieg był taki jak zawsze, podejść na dużym luzie i starać się nie robić błędów.
Na 1pkt ruszyłem dosyć wolno aby wczytać się spokojnie w mapę,.2pkt lekkie wachnięcie bo zmyliła mnie wcześniejsza droga, której nie było na mapie-20'' błędu. 3,4,5,6 czysto. 7Pkt zdecydowany błąd kierunkowy- 1' błędu. 8 pkt też duża strata choć w sumie tam biegłem po prostu trochę wolniej żeby wróciło skupienie. 9,10,11 czysto. 12Pkt kolejny błąd kierunkowy- 1' błędu. Potem do końca już czysto. W sumie wyszło mi około 3' błędu. Jak na mnie to nie jakoś bardzo dużo, w szczególności, że koledzy z kategorii też robią błędy i tym samym wygrałem ten bieg z czasem 63'. Fizycznie czułem się całkiem nieźle, ale do ideału to jeszcze bardzo duuuużo mi brakuje.

Kolejnego dnia biegaliśmy sprint. Tym razem traska 3,1km(na garminie 4,3km).Tak jak już wcześniej wspomniałem biegałem na wolnym chipie i tu już na starcie wiedziałem że będę stratny te 15''-20''. Jeśli chodzi o sam bieg to noga całkiem pracowała. Na 1pkt błąd wariantowy, zresztą jak każdy z kategorii-15'' błędu. 2 pkt również wariant i 10'' błędu.. Od tamtego momentu szło mi już całkiem nieźle, nie robiłem już praktycznie żadnych błędów, jedyne na czym traciłem to SI. Ten bieg również wygrałem, co prawda zaledwie 3'', ale zawsze coś.
Jeszcze nigdy w życiu nie udało mi się zwyciężyć dwa razy pod rząd na KMP co bardzo mnie cieszy. Tym bardziej jestem zadowolony, że zaczynam coraz to równiej biegać, łącząc to doskonale z eliminowanie tych większych błędów. Teraz pozostaje wyeliminować tylko te mniejsze i będzie elegancko :)
Od razu po zawodach na drugi dzień udałem się na ostatnią maturkę i tym samym zacząłem najdłuższe wakacje w swoim życiu podczas których chce trochę bardziej skupić się na treningach i doprowadzić się do jako takiej formy na MP. Fakt, za wysoka to ona teraz nie jest, ale może uda się jeszcze coś poprawić.

sobota, 11 maja 2013

Do porzygu??? Dla mnie to zdecydowanie za mało!!!

Najdłuższe wakacje za pasem, więc postanowiłem na dobre odświeżyć mojego blogaska.
Zacznijmy może od tego co działo się u mnie przez ostatnie kilka miesięcy w dużym skrócie. W tym roku całe szczęście obeszło się bez żadnego urazu i kontuzji, więc całą zimę mogłem przepracować bardzo solidnie.
Jeśli chodzi natomiast o starty w tym sezonie to zacząłem od Hana Orienteering Festiwal w Czechach, potem Puchar Borów Dolnośląskich, Grand Prix Mazowsza, kończąc jak na razie na Baltic Cup.
Jeśli chodzi o start w Czechach to miałem duży problem, ponieważ biegałem bez kolcy i musiałem bardzo uważać żeby nie zrobić sobie krzywdy. Mimo wszystko tragedii nie było i na masówce udało mi się stracić do Jacka Morawskiego niespełna 25''.
Puchar Borów Dolnośląskich to zawody, które moim zdaniem są super zorganizowane rokrocznie. Pan Darek Pachnik dokłada wszelkich starań i podchodzi do każdego uczestnika indywidualnie co jest bardzo pozytywne. Zawody te wygrałem z kilkunastu sekundową przewagą nad Tomkiem Jurczykiem, i właśnie od tamtego startu zaczęło się dziać u mnie wiele dobrego. Nogi zaczęły pracować jak jeszcze nigdy, no i głowa nadążała co nigdy mi się nie zdarzało.
Na GPM zgłosiłem się do M21E żeby sprawdzić się ze starszymi kolegami i na jakim poziomie jestem w stosunku do nich. Pierwszego dnia na middlu wykręciłem 3czas przegrywając nieco ponad 1' z Jackiem Morawskim. Na klasyku WRE byłem znowu trzeci przegrywając tym razem ponad 13' z Rosjaninem Dimitrem Nakonechnym. Handicap był dla mnie dosyć dobry od samego początku bo goniłem Hewiego na minutkę co było dla mnie komfortowe. Spotkałem się z Maćkiem(pozdro!) już na 1 pkt, gdzie zarąbaliśmy konkretnie, 2 i 3 pkt też niepewnie, ale potem jak się rozkręciliśmy było już elegancko. Skończyłem na 3 miejscu w elicie co bardzo mnie ucieszyło.
Baltic Cup również był dla mnie sprawdzianem w elicie. Na middlu przegrałem aż 6' z Rychem, tego dnia mój chip w ogóle nie działał i zanim organizatorzy znaleźli mi chipa zastępczego mój start już poszedł, a ja potem chcąc nadganiać zrobiłem jeden bardzo duży błąd bo aż na 5'!!! Klasyk już bardzo dobrze szedł od samego początku, przegrałem tylko 1' z Maćkiem Jasińkim, zajmując 5miejsce. Ostatni etap też był dla mnie bardzo pozytywny. Mimo tego że minąłem 100metrowy przebieg po linii przebiegu na następny pkt to wykręciłem 3czas przegrywając lekko ponad 1' z Jasiną.


Wczoraj natomiast biegałem cross eliminacyjny do JWOC'a w Falenicy. Limit wynosi 40' co moim zdaniem nie jest jakimś wygórowanym czasem. Przyjechałem na ten bieg prosto z matury na którą komisja nie pozwoliła mi wnieść wody i przy 30st upale nie piłem prawie 2h. Wychodząc na rozgrzewkę czułem już, że jestem jakiś otumaniony i coś jest nie tak. Nie pozostało mi nic innego tylko stanąć na kresce i pobiec. Pierwsza pętla: już byłem bardzo zmęczony, zrobiłem ją w 12'10'' i czułem że momentami na biegu tracę świadomość, niestety nie mogłem się zatrzymać bo wtedy JWOC poszedłby w niepamięć. Druga pętla: na początku jeszcze dosyć okej, ale jak ją kończyłem to momentami miałem ciemno przed oczami i nawet nie pamiętam jak wbiegałem na trzecią pętlę, już nie mówiąc o kontrolowaniu czasu.. Na początku ostatniej pętli dogonili mnie młodsi koledzy: Krzysiek Rzeńca i Wiśnia nad którymi miałem jakieś 200metrów przewagi. To był dla mnie sygnał, że dzieje się ze mną bardzo źle. Z metra na metr traciłem równowagę i czucie w nogach. Podczas gdy do końca biegu zostało jeszcze trzy podbiegi a do spełnienia limitu miałem aż 6', przed tym pierwszym pierwszy raz się wywróciłem nie widząc już kompletnie na oczy, następnie wstałem przebiegłem jeszcze kilka metrów i padłem bezpowrotnie na ziemię. Od tamtego momentu już nie wiele pamiętam. Wiem że po kilku minutach ocknąłem się i Pan Darek Żebrowski i Papi znieśli mnie z trasy bo sam nie byłem w stanie stać na nogach. Jeszcze nigdy w życiu nie miałem takiej sytuacji, ale powód jest jeden-odwodnienie. Dziś już czuję się znacznie lepiej i w południe czeka mnie sprint, pierwszy dla mnie bieg eliminacyjny do JWOC'a. Całe szczęście w niedzielę podchodzę do crossu w Falenicy raz jeszcze i nie mając w planach biec na 36/37' po prostu będę chciał go zaliczyć bo czuję jeszcze spore osłabienie organizmu, a nie chciałbym przedobrzyć.
Wszystkim, którzy się mną wczoraj zajęli, gdy potrzebowałem pomocy bardzo serdecznie dziękuję. Nie wiem co by było gdybym został tam samemu sobie... Całe szczęście dobrze się wszystko skończyło i dalej mogę napierdzielać :) Przykry jest fakt jednak, że trener kadry, który w zasadzie jest opiekunem, a zarazem organizatorem danego crossu nie przyszedł po tym wszystkim i nawet nie zapytał jak się czuję. No, ale trudno widocznie nie jest to dane zawodnikowi z marnej kadry B, do której trafił tylko dlatego, że zdobył jakieś tam 4medale na MP w zeszłym sezonie...
Jak więc widzicie dla mnie do porzygu do za mało!! :D