sobota, 11 maja 2013

Do porzygu??? Dla mnie to zdecydowanie za mało!!!

Najdłuższe wakacje za pasem, więc postanowiłem na dobre odświeżyć mojego blogaska.
Zacznijmy może od tego co działo się u mnie przez ostatnie kilka miesięcy w dużym skrócie. W tym roku całe szczęście obeszło się bez żadnego urazu i kontuzji, więc całą zimę mogłem przepracować bardzo solidnie.
Jeśli chodzi natomiast o starty w tym sezonie to zacząłem od Hana Orienteering Festiwal w Czechach, potem Puchar Borów Dolnośląskich, Grand Prix Mazowsza, kończąc jak na razie na Baltic Cup.
Jeśli chodzi o start w Czechach to miałem duży problem, ponieważ biegałem bez kolcy i musiałem bardzo uważać żeby nie zrobić sobie krzywdy. Mimo wszystko tragedii nie było i na masówce udało mi się stracić do Jacka Morawskiego niespełna 25''.
Puchar Borów Dolnośląskich to zawody, które moim zdaniem są super zorganizowane rokrocznie. Pan Darek Pachnik dokłada wszelkich starań i podchodzi do każdego uczestnika indywidualnie co jest bardzo pozytywne. Zawody te wygrałem z kilkunastu sekundową przewagą nad Tomkiem Jurczykiem, i właśnie od tamtego startu zaczęło się dziać u mnie wiele dobrego. Nogi zaczęły pracować jak jeszcze nigdy, no i głowa nadążała co nigdy mi się nie zdarzało.
Na GPM zgłosiłem się do M21E żeby sprawdzić się ze starszymi kolegami i na jakim poziomie jestem w stosunku do nich. Pierwszego dnia na middlu wykręciłem 3czas przegrywając nieco ponad 1' z Jackiem Morawskim. Na klasyku WRE byłem znowu trzeci przegrywając tym razem ponad 13' z Rosjaninem Dimitrem Nakonechnym. Handicap był dla mnie dosyć dobry od samego początku bo goniłem Hewiego na minutkę co było dla mnie komfortowe. Spotkałem się z Maćkiem(pozdro!) już na 1 pkt, gdzie zarąbaliśmy konkretnie, 2 i 3 pkt też niepewnie, ale potem jak się rozkręciliśmy było już elegancko. Skończyłem na 3 miejscu w elicie co bardzo mnie ucieszyło.
Baltic Cup również był dla mnie sprawdzianem w elicie. Na middlu przegrałem aż 6' z Rychem, tego dnia mój chip w ogóle nie działał i zanim organizatorzy znaleźli mi chipa zastępczego mój start już poszedł, a ja potem chcąc nadganiać zrobiłem jeden bardzo duży błąd bo aż na 5'!!! Klasyk już bardzo dobrze szedł od samego początku, przegrałem tylko 1' z Maćkiem Jasińkim, zajmując 5miejsce. Ostatni etap też był dla mnie bardzo pozytywny. Mimo tego że minąłem 100metrowy przebieg po linii przebiegu na następny pkt to wykręciłem 3czas przegrywając lekko ponad 1' z Jasiną.


Wczoraj natomiast biegałem cross eliminacyjny do JWOC'a w Falenicy. Limit wynosi 40' co moim zdaniem nie jest jakimś wygórowanym czasem. Przyjechałem na ten bieg prosto z matury na którą komisja nie pozwoliła mi wnieść wody i przy 30st upale nie piłem prawie 2h. Wychodząc na rozgrzewkę czułem już, że jestem jakiś otumaniony i coś jest nie tak. Nie pozostało mi nic innego tylko stanąć na kresce i pobiec. Pierwsza pętla: już byłem bardzo zmęczony, zrobiłem ją w 12'10'' i czułem że momentami na biegu tracę świadomość, niestety nie mogłem się zatrzymać bo wtedy JWOC poszedłby w niepamięć. Druga pętla: na początku jeszcze dosyć okej, ale jak ją kończyłem to momentami miałem ciemno przed oczami i nawet nie pamiętam jak wbiegałem na trzecią pętlę, już nie mówiąc o kontrolowaniu czasu.. Na początku ostatniej pętli dogonili mnie młodsi koledzy: Krzysiek Rzeńca i Wiśnia nad którymi miałem jakieś 200metrów przewagi. To był dla mnie sygnał, że dzieje się ze mną bardzo źle. Z metra na metr traciłem równowagę i czucie w nogach. Podczas gdy do końca biegu zostało jeszcze trzy podbiegi a do spełnienia limitu miałem aż 6', przed tym pierwszym pierwszy raz się wywróciłem nie widząc już kompletnie na oczy, następnie wstałem przebiegłem jeszcze kilka metrów i padłem bezpowrotnie na ziemię. Od tamtego momentu już nie wiele pamiętam. Wiem że po kilku minutach ocknąłem się i Pan Darek Żebrowski i Papi znieśli mnie z trasy bo sam nie byłem w stanie stać na nogach. Jeszcze nigdy w życiu nie miałem takiej sytuacji, ale powód jest jeden-odwodnienie. Dziś już czuję się znacznie lepiej i w południe czeka mnie sprint, pierwszy dla mnie bieg eliminacyjny do JWOC'a. Całe szczęście w niedzielę podchodzę do crossu w Falenicy raz jeszcze i nie mając w planach biec na 36/37' po prostu będę chciał go zaliczyć bo czuję jeszcze spore osłabienie organizmu, a nie chciałbym przedobrzyć.
Wszystkim, którzy się mną wczoraj zajęli, gdy potrzebowałem pomocy bardzo serdecznie dziękuję. Nie wiem co by było gdybym został tam samemu sobie... Całe szczęście dobrze się wszystko skończyło i dalej mogę napierdzielać :) Przykry jest fakt jednak, że trener kadry, który w zasadzie jest opiekunem, a zarazem organizatorem danego crossu nie przyszedł po tym wszystkim i nawet nie zapytał jak się czuję. No, ale trudno widocznie nie jest to dane zawodnikowi z marnej kadry B, do której trafił tylko dlatego, że zdobył jakieś tam 4medale na MP w zeszłym sezonie...
Jak więc widzicie dla mnie do porzygu do za mało!! :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz